Powolutku i niezauważenie chciałam wychylać się zza maszyny, ale myślę, że będzie w tak zwany porządku, pokazać się prędzej niż później, zwłaszcza, że ilość dobrych słów i wesołego zdziwienia „co to za pomysł”, poniekąd zmusza mnie do odpowiedzi i podpisu własnym nazwiskiem już teraz.
Nie jestem krawcową
…nigdy nie planowałam nią być, ba, nawet nie planowali, że nią będę moi rodzice i rodzice rodziców i ich rodzice również nie i muszę przyznać, że nie byli w błędzie. Jestem germanistką rodem z Uniwerku Warszawskiego, fanatycznie zakochaną w języku niemieckim, pedagogiem z serca, nie z zawodu, a do tego wpadłam w trakcie studiów w sidła reklamy i pracę w firmie Socializer (obecnie Dentsu) i kiedy przelała się już czara goryczy to zamiast rzucić to wszystko i wyjechać wiadomo gdzie, postanowiłam pojechać do Świdra, do babci Heni i zapytać, czy skroi ze mną spodnie.
Babcia Henia
To jest proszę Państwa krawcowa! Postać, która w otwockim domu dziecka, wyszyła dzieciakom mały fragment piękna, a to wszystko z otrzymanych powojennie mundurów, kocy, zdobytych nici i wszystkiego, co miało trafić na śmieciowe pustynie. Babcię, siostry zakonne nazywały KRAWCOWĄ Z ODZYSKU’, a dzieci dzięki niej dowiedziały się, że maskotki to też dzieło rąk, nici i że dziura w portkach to nie koniec świata, bo ta Pani w srebrnych lokach umie tak ją zaszyć, jakby dziury nigdy nie było.
Przeszyła całe życie, z ogromnym darem, cierpliwością i dokładnością, a tych dwóch ostatnich mi niestety brakuje. Co do pierwszego, nie mi oceniać.
Babcia skroiła ze mną pierwsze spodnie i w trakcie szycia uśmiała się, że zaszyłam miejsce na suwak. Dała mi zadanie prostsze i szybsze w widocznych efektach: „Uszyj dziecko jaśka”.
Jaśka mam do dziś, chociaż wyszedł wielkości mojej dłoni to często zerkam na niego z dużym sentymentem.
Co jakiś czas podpytywałam ją, jak się robi kieszenie, albo kaptury, ale babcia nie ma cierpliwości i jak większość typowych babć, to też woli zrobić za mnie. Zabrałam więc w swoje kieszenie INSPIRACJĘ i podziw za jej pieczołowitość podczas szycia, natomiast w ten świat igłami usłany ruszyłam już kompletnie samodzielnie.
Samouczek
To słowo kojarzy mi się z lekcjami informatyki w podstawówce i spinaczem z Worda.
Tak, samodoskonalenie, tudzież zaczynanie od podstaw jest dobrym procesem, cennym, uczy pokory. Obrałam tę drogę, chociaż nie obeszło się bez kilku prywatnych spotkań w szkole szycia u Pani Agnieszki. Tutaj pragnę jednak przyznać, że na spotkania z krawcową szłyśmy we dwie – ja i moja serdeczna przyjaciółka Magda, która wpadła raz na pomysł uszycia portek dla syna i jej wyszły. Niesamowite, jaką lekkość mamy, my ludzie, do wiary w samych siebie! Mi wystarczył jasiek, jej porty dla Leona. Te spotkania były niejednokrotnie pretekstem do zabłądzenia w boczną uliczkę przy Nowym Świecie na łyk wiśniówki, ale mimo tego skrętu, coś nie coś udało się z tych wizytacji wyciągnąć.
Cała reszta to jednak miara samodzielnych prób w domu, zazdrości że Marcina siostra szyje tak pięknie i wyobrażenia, że kiedyś będę chodziła tylko w samodzielnie uszytej garderobie.
Uszyte prezenty
Poza uszyciem dla siebie – torby, plecaka, zasłon, bluzek, wpadłam w szał rozdawnictwa i rozdawałam przy nadarzającej się okazji moje próby szycia. Obiektem obdarowanym koszulkami z odpadającą lamówką, albo zbiegającymi się przed pępek t-shirtami, bo nie wiedziałam, że tkaniny trzeba dekatyzować, był mój chłopak. Dzielnie nosi w s z y s t k o po dziś dzień, za co podziwiam go cały sercem. Koszulki, majty, nawet pokrowiec na piec do pizzy mu uszyłam…
Druga „ofiara” tego losu to Karolina, moja siostra, która zagaiła kiedyś, że kimona są super i czy może bym spróbowała. Spróbowałam, uszyłam jej na Święta i? Wygląda pięknie! Tylko jak zrobi krok to biust prezentuje się dzielnie wyskokiem z dekoltu… W tym samym roku postanowiłam uszyć kolejne kimono dla siebie i dla koleżanki po germanistycznym fachu, która była zachwycona, tylko trochę brakło materiału, a że koleżanka oddycha peeeełną piersią to sami rozumiecie. Kolejne „ofiary” to mama, babcia Henia i tata, któremu bluzę na narty poprawiam już drugi rok, bo nie przecisnął głowy i… rok temu znowu Karolina i jej pierwszy czepiec, o którego powstaniu więcej pisałam tu… Jest on jednak baaaaardzo ważny, bo nie dość, że ten pierwszy wyszedł jak szyty do sesji dla Vouge to do tego wszystkiego uszyłam też jeden dla babci Heni, żeby jej w głowę było ciepło! Wygląda w nim jak milion dolarów, chociaż lata już nie te i przy maszynie jej już nie zobaczę.
Dziś szyję kimona, czepce i akcesoria.
To bardzo ważne koło – od babcinego jaśka po babciny turban, udało mi się zatoczyć w ciągu 2 lat. Czuję, że ta historia zobowiązuje mnie do pielęgnowania umiejętności szycia i między innymi z tego powodu podjęłam decyzją, żeby iść w stronę kimona i czepcuchów i odważyłam się otworzyć sklep, którego produkty zaczynają powoli gościć w Waszych domach. To uczucie ogromnej odpowiedzialności, wielokrotnie wpadają mi do głowy nerwowe myśli, czy któraś z Was znalazła np. nieodciętą nitkę, albo co zrobicie kiedy rozpruje się kieszeń?! A potem te myśli się uspokajają i opada kurz i wcale nie przychodzą maile z niezadowoleniem i nie przychodzą zwroty i rejestruję jak narazie absolutny brak reklamacji. I to mnie upewnia, stawia na nogi, cieszy!
Czy mogę powiedzieć, że „rzucam to wszystko i idę szyć”? Trochę nie mam wyjścia, bo sklep tworzę, szyję, reklamuję sama, a tu zamówienia zaczynają napływać, więc na komputer braknie czasu. I niech tak będzie! A może niebawem spełnię kolejne marzenie i połączę ten cały pomysł z pasją językową, w efekcie czego założę czepiec i pójdę za zachodnią granicę? *Mal sehen moi drodzy, mal sehen!
Krawcowa to ogromne słowo w moim domowym słowniku. To synonim mojej babci, mojego dzieciństwa, ogromnego autorytetu i rzemiosła, które wymaga wielu lat pracy, znajomości tkanin, całego uniwersum konstrukcji odzieży. Nie mam tego wszystkiego, czuję że wchodzę w ten świat, ale dopiero małym palcem u stopy. Powiem więc, że umiem szyć
…czepce, kimona, akcesoria do włosów.
Weronika
*Mal sehen – niem. zobaczymy – przypis tłumacza, nieprzysięgłego, ale zawsze to jakiś tłumacz. Lepszy taki niż żaden.